W 1978 roku brat Roger z grupą młodych braci pojechał do Bari, miasta na południu Włoch, by zamieszkać na pewien czas w ubogiej dzielnicy położonej w centrum miasta. Bracia modlili się trzy razy dziennie w starym kościele w pobliżu, pracowali z mieszkańcami i gościnnie zapraszali na prosty wieczorny posiłek i czas dzielenia się. Po ich wyjeździe część okolicznej młodzieży zdecydowała się kontynuować codzienną modlitwę, robiąc wszystko, co mogli, by ożywić lokalną społeczność.
W marcu tego roku dwaj bracia ze Wspólnoty pojechali w rejon Bari na spotkania modlitewne i odwiedziny w różnych miejscowościach: Triggiano, San Giovanni Rotondo, Santeramo, Oria... Odkryli, że nasienie zasiane tam ponad trzydzieści lat temu nadal przynosi owoce. Nie tylko w „Bari Vecchia”, gdzie lokalna wspólnota nadal działa i kontynuuje modlitwę, ale także w całym regionie. Zaangażowanie jednych zachęciło następnych do włączenia się w pielgrzymkę zaufania z modlitwą wspólnotową jako jej centrum. Teraz dzieci tych „młodych ludzi” sprzed trzydziestu lat zaczynają okazywać zainteresowanie i uczestniczyć w spotkaniach.
W drodze do Puglii bracia zatrzymali się w Portici w pobliżu Neapolu - to kolejne miejsce, gdzie związki ze Wspólnotą pozostają od lat żywe – by porozmawiać z księżmi i poprowadzić modlitwy w Herculaneum i Sant’Antimo. Teraz gdy społeczno-polityczna rzeczywistość Włoch jest raczej przygnębiająca, dobrze było zobaczyć nowy zasiew życia – młodych ludzi, którzy się nie poddają, ale poszukują innej przyszłości.
Spotkanie w Turynie
Maj 2008
Środa 30 kwietnia
Pad płynie wartkim nurtem, ośnieżone Alpy, jednak deszcz, niespodziewany pielgrzym nie pozwala im się pokazać w całej pełni. Wszyscy mają nadzieję, że pogoda się poprawi, że przynajmniej będzie trochę słońca, by móc przyjąć grupę Sycylijczyków. Przybędą tutaj z daleka, by spędzić te cztery dni z młodymi ludźmi z całych Włoch, zjednoczonymi na wspólnej modlitwie i słuchaniu słowa Bożego.
Wszystko jest gotowe, Piemont zadziwia zarówno swoją pogodną organizacją, jak i ciepłym przyjęciem. Przykład: będą trzy miejsca przyjęć w zależności od środka transportu tych, którzy przyjadą. Co jeszcze można zrobić, żeby od początku pielgrzymi poczuli się jak u siebie?
Dziewięcioletnie dziecko, Gabriele, czuje to i uprzedza coś, czym będziemy być może żyć: wie dokładnie, o której godzinie i w którym kościele modlimy się każdego dnia… Trzy następne dni będą bez wątpienia dniami intensywnej modlitwy.
Czwartek 1 maja
Prawie wyludnione miasto przygotowuje się na przyjęcie. Pojawiło się słońce, żadnej chmury na horyzoncie, a oczekiwanie na przyjazd młodych czyni ten dzień jeszcze bardziej gorącym. Powoli większość z 500 zapisanych przechodzi przez miejsca przyjęcia. O 20.30 kościół San Domenico (stara siedziba Inkwizycji) zaczyna się wypełniać. Pięć minut przed rozpoczęciem modlitwy ma się jednak wrażenie, że kościół jest w połowie pusty. Wystarczyło jednak wyjść na dziedziniec przed kościół, by w ciągu trzech minut wszyscy znaleźli się w środku i rozpoczęła się modlitwa. Przed i po modlitwie, jak to jest tu w zwyczaju, trzeba się spotkać i porozmawiać. Są to chwile, kiedy włoskie serce może się otworzyć i oddychać w rytmie właściwym dla tego ludu, gdzie wiara i przyjaźń są nierozłączne. Podczas modlitwy jeden z braci komentuje temat spotkania, „Świadczyć o nadziei”: „My, współcześni ludzie, często żyjemy w śmiertelnej sprzeczności, rozpięci pomiędzy pragnieniem życia w prostocie, a konsumpcyjnym stylem życia, jaki oferuje współczesny świat. Wiemy, że jesteśmy wezwani do czegoś większego, a jednocześnie potrzeba komfortu i bezpieczeństwa sprawia, że często zatrzymujemy się w połowie drogi. W tych dniach poprzez modlitwę, ciszę, wymianę myśli i otwarcie się na innych chcemy ponownie odkryć i wybrać nadzieję”.
Modlitwa powinna zakończyć się około 22.00. Grupa zajmująca się przyjęciem myśli, że pielgrzymi będą zmęczeni i transport nie będzie łatwy, etc. Nic z tych rzeczy! Chór był przymuszony do śpiewu aż po 23.00. Młodzi ludzie zostali na swoich miejscach, jakby urzeczeni modlitwą w tym starym i prostym gotyckim kościele. Gabriele nie pomylił się: dni modlitwy już się rozpoczęły.
Piątek 2 maja
Jak świadczyć o nadziei? Pytanie to wisiało w powietrzu i w piątek znalazło się kilka odpowiedzi; odpowiedzi niełatwych i nietymczasowych. Trzy ważne momenty naznaczyły ten dzień: poranek, spotkanie w grupach poprzedzone wprowadzeniem biblijnym, wizyty w miejscach nadziei albo popołudniowe konferencje i wieczorna modlitwa wokół krzyża.
Temat wprowadzenia biblijnego skoncentrowany był na osobistej drodze do Boga. Jak wejść w relację z Bogiem? Jak to jest możliwe?
Po wspólnym skromnym posiłku i koniecznej we Włoszech kawie niektórzy poszli na spotkanie „Wiara i wolność, moja droga do Boga”. Spotkanie prowadzili: ksiądz biskup Luigi Bettazzi, dawny biskup Ivrea i przewodniczący Pax Christi, pastor z regionu Vaude Giuseppe Platone i siostra – pustelnica, która podzieliła się swoim osobistym świadectwem życia. Inni pojechali odwiedzić miejsca nadziei: Cottolengo, wspólnotę karmelitańską, dom Misjonarek Miłości, Armię Zbawienia, etc. Wszystkie działania nasuwają jedno pytanie: Jak możemy czynić konkretne kroki, by nawiązać relację z Bogiem i z innymi? Wszystkie spotkania były przygotowane w wyraźnej ekumenicznej atmosferze.
O 21.00 w katedrze, z której usunięto prawie wszystkie ławki, pomarańczowe płótna i cegły stanowiły tło dla oświetlonej ikony krzyża z Taizé... Ukryty w relikwiarzu Całun Turyński towarzyszył tej wielkiej prostocie.
Brat Alois opuścił Taizé i 3500 młodych ludzi przybyłych tam na święto Wniebowstąpienia, by modlić się z nami. Obecni byli także: kardynał Poletto, arcybiskup Turynu, który przyjął go w imieniu diecezji oraz reprezentanci Kościołów: prawosławnego i ewangelickiego. Przeor Taizé powiedział do uczestników m.in.:
W obecnym czasie, kiedy wielu doświadcza pokusy zniechęcenia albo sceptycyzmu, chcielibyśmy odkryć na nowo zapał pozwalający nam dać się porwać dynamice zmartwychwstania. Zmartwychwstanie Chrystusa jest jak światło, które ukazuje sens naszego życia i które rozpala nadzieję dla świata. Od swojego zmartwychwstania Chrystus towarzyszy każdej istocie ludzkiej. Nie narzuca się, ale przychodzi pokornie do nas. I nie przestaje szukać naszej przyjaźni. Żyć tą przyjaźnią z Chrystusem! To staje się zaczynem pokoju i pojednania całej ludzkości. Rozszerzmy więc tę przyjaźń na tych, którzy nas otaczają, przekroczmy istniejące podziały! Zróbmy wszystko, by uczynić bardziej oczywistym fakt, że Kościół jest miejscem przyjaźni dla wszystkich, a szczególnie dla tych, którzy są słabi, samotni albo są cudzoziemcami!
Na koniec modlitwy w długiej procesji, która wydawała się nie mieć końca, ludzie podchodzili blisko krzyża, by powierzyć Chrystusowi swoje trudności oraz wstawiać się za innymi. Modlitwa z tyloma rodzinami, tyloma młodymi ludźmi, tyloma pokoleniami, była symboliczna i być może była najbardziej konkretnym gestem nadziei, który został nam dany podczas tego spotkania. I było tak, jak Gabriele tego sobie życzył, zanim wszystko się rozpoczęło: modlitwa się nie kończy.
Sobota 3 maja
Dzisiaj słońce wydaje się być bardziej gorące, ale pielgrzymi nie zniechęcają się. Po wprowadzeniu i spotkaniach w małych grupach – tym razem na temat tego, jak wychodzić do innych, na podstawie tekstu o dobrym Samarytaninie, modlitwa w San Domenico obejmuje nas wszystkich i pozwala nam złożyć w ręce Boga wszystko to, co przeżyliśmy.
Po południu dwa znaczące spotkania: forum stowarzyszeń i wieczorny posiłek w Sermig. W centralnym punkcie Turynu około dwadzieścia stowarzyszeń i ruchów chrześcijańskich obecnych w mieście zgromadziło się, by przedstawić swoje działania i opowiedzieć pielgrzymom o tym, co robią, by uczynić życie bardziej pięknym dla wszystkich. Kilka metrów przed nami wyrasta duża bryła jakiegoś budynku… fabryka? Tak, ale z innej epoki i jedna z tych, którą chciano rozebrać. Stary arsenał, największy we Włoszech, jest obecnie Arsenałem Pokoju (Sermig). Miejsce to narodziło się z inicjatywy małej grupy ludzi świeckich, by pomóc w misjach. Natychmiastowe potrzeby stworzyły z tej grupy, a następnie z tego budynku, miejsce gościny dla tych, którzy nie znaleźli czegoś innego i dla tych, dla których nadzieja była pustym słowem. Tam właśnie zjedliśmy wieczorny posiłek.
Na wieczorną modlitwę przenieśliśmy się poza centrum do nowego kościoła pod wwzwaniem Świętego Oblicza. Śpiewy, krótka, ale mocna medytacja kardynała Poletto i cisza w kościele oświetlonym przez tysiące świec, na znak zmartwychwstania: im prostsza modlitwa, tym piękniejsza. Na koniec wiele pozdrowień, pożegnań (po niedzielnej Eucharystii każdy wracał do siebie), podziękowań i uśmiechów…
Twarze znane i nieznane, ale na wszystkich wyczytać można znaki nadziei.